Ostatnio moje życie toczy się powoli ku lepszemu. Dwa spotkania z adminem pewnego forum wprowdziły mnie w dobry humor i bardzo pozytywnie nastawiły na kolejny rok szkolny. Co prawda ów Admin chciał być moim przyjacielem co przyjęłam z radością i teraz nie odzywa się do mnie, nie przeszkadza mi to. Jakoś to przeboleje. Za to będzie miał więcej czasu dla swojej córki:)
Powrót do oazy też dobrze mi zrobił. Nareszcie mam gdzie wyjść wieczorem z domu. Chyba tego mi brakowało. Sama nie wiedzałam jak bardzo.
Święto mojego "końca świata" uświetniona koncertami dość marnymi, ale nie było ważne co tylko z kim. Impreza z moim bratem była nadwyraz udana, a koncert z moimi dziećmi drugiego dnia był cudnie wykańczający. Zacieśniliśmy więzy w oazie:)
Jedyne co psuje obraz idealnego mojego życia to studia. Nie zaliczyłam łaciny. Mam jeszcze jedno podejście. Nie potrafię się tego nauczyć, ani wytłumaczyć dlaczego nie potrafię. Po prostu trafiła kosa na kamień. Jeśli wywalą mnie z tych studiów nie będę płakać, ale wiem że każą mi powtarzać rok. Nie wiem jak bym to zniosła. Może mając dużo wolnego czasu zdałabym sobie jeszcze jakiś przedmiot maturalny i zapisała się na jakieś inne studia za rok? To jest jakiś pomysł, tylko żadnych konkretów. Jedno co wiem to to że teologia to nie moje powołanie. Myślę że to dużo.
Dodaj komentarz