Kalendarz
pn |
wt |
sr |
cz |
pt |
so |
nd |
28 |
29 |
30 |
31 |
01 |
02 |
03 |
04 |
05 |
06 |
07 |
08 |
09
|
10 |
11 |
12 |
13 |
14 |
15
|
16
|
17 |
18 |
19 |
20 |
21
|
22 |
23 |
24 |
25 |
26 |
27 |
28 |
29 |
30 |
01 |
Najnowsze wpisy, strona 13
wczoraj dostałam sms-a z zaświatów z zaproszeniem:). Napisał do mnie mój przyjaciel będący od roku w zakonie. Ostanimi czasy złożył śluby i dostał taką charakterystyczną sukienkę. Wybraliśmy się do naszego liceum. Dzieci z pierwszych klas gim mówili do niego: Szczęść Boże! Chciałam wybuchnąć śmiechem, ale ja przez cały czas się śmiałam. On też był nieprzyzwyczajony do takich reakcji. Nauczyciele byli troszkę skonsternowani, a my się śmialiśmy. Obeszliśmy wszystkie stare kąty i mieliśmy ubaw po pachy.
Pomylił też adres pewien chłopiec, który zgadał do mnie na gadu. Zadał pytanie, którego się nie spodziewałam, no bo komu do głowy może przyjść, żeby zapytać: czy mogę Cię poderwać? Był gdzieś pomiędzy żałosny, a zabawny.
Nie lubię rozwiązywać cudzych problemów, byc wplątywana w niejasne sytuacje, kombinowania i próbowania skłócenia. Właśnie tego próbuje dokonać pewien człowiek, który twierdzi, że widzi przyszłość. Jasnowidz myśli, że może/ da radę wplątać mnie w jakiś dziwny konflikt i będzie przeze mnie załatwiać swoje sprawy. Otóż przykro mi, żę go zawiodę. Nie dam się bo w przeciwieństwie do niego rozmawiam z ludźmi, a nie terroryzuję ich moim samobójstwem. Chłopak śmieszny jest. Powinien się leczyć. I na dodatek wzbudza u mnie to uczucie strachu, które strasznie motywuje do działania. Chłopak myślał, że pójdzie ze mną łatwo. Pomylił adres.
Ostatnio moje życie toczy się powoli ku lepszemu. Dwa spotkania z adminem pewnego forum wprowdziły mnie w dobry humor i bardzo pozytywnie nastawiły na kolejny rok szkolny. Co prawda ów Admin chciał być moim przyjacielem co przyjęłam z radością i teraz nie odzywa się do mnie, nie przeszkadza mi to. Jakoś to przeboleje. Za to będzie miał więcej czasu dla swojej córki:)
Powrót do oazy też dobrze mi zrobił. Nareszcie mam gdzie wyjść wieczorem z domu. Chyba tego mi brakowało. Sama nie wiedzałam jak bardzo.
Święto mojego "końca świata" uświetniona koncertami dość marnymi, ale nie było ważne co tylko z kim. Impreza z moim bratem była nadwyraz udana, a koncert z moimi dziećmi drugiego dnia był cudnie wykańczający. Zacieśniliśmy więzy w oazie:)
Jedyne co psuje obraz idealnego mojego życia to studia. Nie zaliczyłam łaciny. Mam jeszcze jedno podejście. Nie potrafię się tego nauczyć, ani wytłumaczyć dlaczego nie potrafię. Po prostu trafiła kosa na kamień. Jeśli wywalą mnie z tych studiów nie będę płakać, ale wiem że każą mi powtarzać rok. Nie wiem jak bym to zniosła. Może mając dużo wolnego czasu zdałabym sobie jeszcze jakiś przedmiot maturalny i zapisała się na jakieś inne studia za rok? To jest jakiś pomysł, tylko żadnych konkretów. Jedno co wiem to to że teologia to nie moje powołanie. Myślę że to dużo.
Po paru spotkaniach nabrałam entuzjazmu. Teraz schodzę na ziemię. Powoli, na szczęście przygotowałam się do lądowania.
To naprawdę dobry czas. Nareszcie wychodzę z domu. Jestem inną osobą. To nie była depresja. Chyba, ale wyszłam z tego. To chyba taki letarg był. Jestem szczęśliwa.